NAILED TO OBSCURITY – 2017 – King Delusion

NAILED TO OBSCURITY - 2017 - King Delusion

1.King Delusion
2.Protean
3.Apnoea
4.Deadening
5.Memento
6.Uncage My Sanity
7.Devoid
8.Desolate Ruin

Rok wydania: 2017
Wydawca: Apostasy Records
http://www.nailedtoobscurity.com/


Świat muzyki metalowej nie przestaje mnie zadziwiać, a jednocześnie zaskakiwać. Nieustannie natrafiam na nowe – często mniej znane – zespoły, których twórczość robi nierzadko wręcz niesamowite wrażenie. Często bywa też tak, że – te nazwijmy to – mniej popularne grupy komponują muzykę dużo bardziej atrakcyjną niż ich „koledzy” z głównych szeregów. Dobitnym tego przykładem może być niemiecka formacja NAILED TO OBSCURITY i ich najnowszy album.

Wydany w lutym bieżącego roku „King Delusion” jest już trzecim albumem naszych niemieckich sąsiadów. Następca „Opaque” sprzed czterech lat to album niezwykle dojrzały, potężny, dostojny, majestatyczny i na pewno tożsamościowo – stylistycznie zadeklarowany.

Już na wstępie uwagę zwraca fenomenalna okładka (z gustownie wyżłobionymi logo zespołu oraz tytułem) o klasycznie demonicznej prezencji. Może ona budzić skojarzenia wobec dzieła Williama Blake’a „The Great Red Dragon And The Woman Clothed In Sun”, co naturalnie przywołuje na myśl ekranizację powieści „Red Dragon” Thomasa’a Harrisa z udziałem Anthony Hopkinsa i Edwarda Nortona. Tym niemniej grafikę „King Delusion” stworzył argentyński artysta, Santiago Caruso, którego prace mają specyficzny klimat i oryginalny styl. Można się o tym przekonać również wertując kolejne strony dopracowanego bookletu – wewnątrz wykorzystano kilka obrazów tegoż autora. Z tego co udało mi się dowiedzieć, oprawa wizualna odzwierciedla wpływ pewnej siły (nazwanej właśnie jako „King Delusion”) na życie człowieka. Ten nierzadko jest nieświadomy jej istnienia, ale to właśnie pod jej wpływem podejmuje różne decyzje. Mimo poczucia pełnej kontroli, przeświadczenia, że tylko on o wszystkim decyduje, w rzeczywistości nie jest w stanie przeciwstawić się tajemniczemu działaniu. To przesłanie ma też swoje odzwierciedlenie w specyficznej warstwie tekstowej, która z optymizmem ma raczej niewiele wspólnego. Jest tak samo mroczna i ponura jak cała oprawa wizualna i można się pokusić o stwierdzenie, że razem tworzą monolit, którego nieodzowną częścią jest także sama muzyka.

Ta ewidentnie oscyluje wokół form z pogranicza doom i death metalu i to w jawnie klimatycznym wydaniu. Chcąc pokusić się o pewne porównania stylistyczne – NAILED TO OBSCURITY bez skrępowania można scharakteryzować jako zespół łączący wpływy m.in takich grup jak: PARADISE LOST, KATATONIA, OPETH czy też CEMETARY (chodzi przede wszystkim o wcześniejsze oblicze ww. zespołów). Niech jednak nikt nie myśli, że propozycja Niemców jest tylko i wyłącznie próbą dokonania kopii sprawdzonych wzorców i nic ponadto – w sumie ani jedno, ani drugie. „King Delusion” pod każdym względem wypada wiarygodnie i może co niektórych to zadziwi, ale również oryginalnie. Mimo tradycyjnych wzorców i klimatu znamiennego dla czasów największej popularności tegoż gatunku, Niemcy zachowali świeżość i przede wszystkim własny charakter. Ich materiał nie dość, że jest daleki do wtórności, to jeszcze wypada aktualnie, idealnie wpasowując się w obecne realia. Sprzyjają temu perfekcyjna produkcja, tłuste, selektywne, a zarazem silne i przede wszystkim naturalne brzmienie pozostające w symbiozie z zawartością muzyczną.

Zespół bazuje na tradycyjnym instrumentarium odseparowując się od technicznych nowinek, w tym zastosowań elektroniki. To nadaje kompozycjom surowego, wręcz monumentalnego charakteru. Utwory w przeważającej części mają wyraźnie metalowe usposobienie, posiadają jednak drugie, mniej dominujące oblicze. Mowa o atmosferycznych, delikatnych fragmentach, które „łamią” stricte metalowy blichtr. Dodatkowo muzyka jest przesiąknięta mrokiem, który idealnie współgra z przygnębiająco – depresyjnym klimatem wydawnictwa. Dlatego też atmosfera „King Delusion” nie jest „lekka łatwa i przyjemna”, a raczej ciężka, poważna i na pewien sposób szlachetnie dystyngowana. Spore znaczenie odgrywają tutaj różnorodne emocje oraz potęgowanie napięcia. Stosowane są nagłe zwroty akcji, impulsywne przejścia z fragmentów drapieżnych do delikatniejszych, czego doświadczyć można m.in. w trakcie „Protean” z tool’owo brzmiącą zwrotką. Tego typu zabiegi zespół z powodzeniem wykorzystywane w wielu miejscach, czemu nierzadko towarzyszy zróżnicowanie mocy – chodzi o to, że kompozycje nie są utrzymane na jednym poziomie głośności; zarówno jest w nich miejsce na spokój jak i metalowy cios. Stąd całość ma dualne nacechowanie. Sprzyja temu Raimund Ennenga (udzielający się także w deathmetalowym BURIAL VAULT), którego wokale nadają muzyce – nie tylko – dodatkowego „kopa” i głębszego wyrazu, ale również oryginalnego wydźwięku. W zdecydowanej większości wokalista bazuje na drapieżnych wokalach, ale od czasu do czasu pozawala sobie na czysto zaśpiewne frazy. Jego główną domeną są growle o rozpoznawalnej barwie głosu – są one soczyste, głębokie i przede wszystkim czytelne.

Pozytywne wrażenie robią „instrumentalne przerywniki”, jakie można napotkać m.in. podczas „Apnoea” czy też „Uncage My Sanity”. Ich atmosferyczny charakter przywołuje na myśl rozwiązania stosowane przez grupę ANATHEMA na „Eternity” czy też TIAMAT na „Wildhoney”. Znowu przy okazji „Memento” praca gitar może wzbudzać pewne skojarzenia wobec grobowej stylistyki MY DYING BRIDE. Mimo to zespół nie zapomina o przystępności, o czym świadczyć może obecność melodyjnych motywów, które co prawda nie są jakoś wyjątkowo przebojowe, ale nie sposób je zbagatelizować. W takich momentach można poczuć ducha AMORPHIS tudzież WITHERSCAPE co chyba najlepiej oddają „Devoid” z nośnym motywem przewodnim oraz zamykający całość „Desolate Ruin”.

Uwagę zwraca również fachowa praca instrumentalistów – pod tym względem czuć szlachetność, doskonałe wyczucie oraz umiejętność współgrania. Nikt nie próbuje dominować, każdy zna swoje miejsce dbając by partie każdego instrumentu były zagrane na odpowiednio wysokim poziomie. Oprócz tworzenia głównego, stabilnego szkieletu poszczególnych utworów, zespół pozwala sobie na nierzadkie urozmaicenia, wszelakie smaczki (wyciszenia, akcenty, zwolnienia itd.). Sporym atutem „King Delusion” są także gitarowe ornamentacje – jest w nich dużo przestrzeni oraz melodii (przywołują na myśl specyfikę PARADISE LOST). Mimo przystępności w odbiorze i przewadze przejrzystych, (raczej) nieskomplikowanych form, nie ma tu mowy o dyletanctwie. Stąd też obecność rytmiczno – podziałowych urozmaiceń, co może z kolei przyrównać do wysublimowanej pracy sekcji rytmicznej na kilku ostatnich albumach KATATONII. Oba zespoły łączy też słabość do mrocznej melancholii jak również depresyjnej aury. Jednak NAILED TO OBSCURITY stara się bardziej zróżnicować prezentowane pomysły, wprowadzać zmienną nastrojowość i mimo zachowywać spójność. To wszytko wychodzi grupie nad wyraz dobrze, stąd też ich muzyka sprawia wyłącznie pozytywne wrażenie.

Dlatego jeżeli są wśród Was tacy, którzy z sentymentem wspominają czasy rozkwitu klimatycznego death/doom metalu, a do tego uwielbiają klasyczne albumy takich grup jak PARADISE LOST, KATATONIA, OPETH, a ponadto nie gardzą takimi bandami jak ANATHEMA, MY DYING BRIDE, AMORPHIS czy WITHERSCAPE, to nie ma złudzeń – „King Delusion” jest właśnie dla Was! NAILED TO OBSCURITY nagrał bardzo dobry album, który łączy w sobie ducha przeszłości, tradycję tego gatunku, emocje, melancholię oraz metalową moc. To bez wątpienia jedna z najlepszych pozycji w tejże stylistyce jakie ukazały się w ostatnich miesiącach (może nawet i latach)!

10/10

Marcin Magiera

Oficjalne teledyski:

Dodaj komentarz