Podsumowanie roku 2021 – cz I



Ciekawy to był rok, oj ciekawy. Muzycy zmuszeni do koncertowego “odpoczynku”, poprzez regularne lockdowny, wpadli w twórczy szał czego skutkiem jest płytowa klęska urodzaju. Zapraszamy do naszego tradycyjnego, redakcyjnego podsumowania minionych dwunastu miesięcy. Dziś część pierwsza, w której swoimi typami dzielą się: Piotr Michalski, Robert Cisło i Mariusz Fabin.


PIOTR MICHALSKI

W tym roku miałem problem z wyborem najlepszych „piątek”. Ukazało się taki wiele znakomitych płyt, że z bólem serca eliminowałem kolejne. Co ciekawe, wbrew obawom niektórych znajomych nie dominuje mrok i „krzaki” (czytaj black metal). Muzyka ma tyle odcieni i barw, że grzechem byłoby ograniczać się tylko do jednego gatunku i tym sposobem obok siebie znalazło się MANBRYNE i WOJTEK CIURAJ czy YOTH IRIA i SOEN.

POLSKA:

MANBRYNE – Heilsweg: O udręce ciała i tułaczce duszy
Niesamowita płyta, pełna emocji i żaru. Wyrafinowany black metal? Chyba można użyć tego określenia. MANBRYNE w wyjątkowy sposób połączyli agresję, melodię i interesujące teksty. Powstała płyta, która na i tak gwieździstym firmamencie polskiego metalu świeci w sposób wyjątkowo jasny

HELLHAVEN – Mitologia Bliskości Serc
Co to jest za zespół! HELLHAVEN to mistrzowie nietuzinkowego progmetalu. Jak nikt łączą pasję z muzyką. Genialne solówki, fantastyczne melodie a wszystko wsparte tekstami w języku polskim (do tej pory zespół śpiewał po angielsku). Kolejny raz zachodzę w głowę dlaczego wciąż tkwią w niszy polskiego progresywnego grania, z której udało się wyrwać jedynie Riverside,,,

KRUK – Be There
Gdyby KRUK powstał w latach 70-ych (najlepiej w UK) to dziś byłby ikoną hard rocka. Powstali jednak wiele lat później, do tego w Polsce i o takim statusie mogą jedynie pomarzyć. „Be There” to muzyka zagrana z niezwykłym wyczuciem i kapitalnymi melodiami wsparta wokalem Wojtka Cugowskiego, który w tym kraju jest chyba najfanatyczniejszym fanem hard rockowego grania.

WOJCIECH CIURAJ – Kwiaty na Hałdzie
Ostatnia cześć projektu, który moim zdaniem, niezależnie od tego co jeszcze ten niezwykle utalentowany muzyk nagra,  pozostanie życiowym dziełem WOJTKA CIURAJA. Tryptyk Śląski to opowieść o trzech powstaniach, które dotknęły Górnego Śląska. Muzyka, która w swej eklektyczności nie zna granic, a której zwieńczeniem jest niezwykły album zatytułowany „Kwiaty na Hałdzie”.

KŁY – „Chen” i „Cienie”
KŁY to jeden z najbardziej enigmatycznych zespołów w polskim metalu. Milczeli przez wiele lat od powstania by po nagraniu kilka niezwykle ciekawych albumów zapowiedzieć kolejny letarg. „Chen” i „Cienie” to de facto dwa krążki, które ukazały się w roku 2021, ale spinają się w jedno oferując słuchaczowi awangardowe dźwięki z pogranicza metalu i teatru.


ŚWIAT:

HELLOWEEN – Helloween
Nawet nie będę się rozpisywał – ta płyta to spełnienie moich marzeń. Helloween z Kiske i Hansenem było czymś tak nierealnym, że gdy gruchnęła informacja o wspólnej płycie to nie mogłem spać. Owszem, to nie jest Keeper, ale słucha się wybornie a duety wokalne Kiske/Deris wypadają zabójczo.

SOEN – Imperial
Za Soen „zabrałem” się dopiero przy okazji tej płyty… ale jak już chwyciło… to mam dyskografię w komplecie… „Imperial” to znakomita płyta – wypełniona po brzegi rewelacyjnymi melodiami pogranicza progresywnego metalu i rocka, do tego osnuta aurą nastrojowych klimatów.

YOTH IRIA – As the Flame Withers
Ikony greckiej sceny black metalowej (Jim Mutilator oraz The Magus) nagrali razem płytę marzenie dla fanów Rotting Christ z drugiej połowy lat 90-ych. YOTH IRIA łączy w swojej muzyce wszystko co najlepsze w tradycji południowego blacku. Jest melodyjnie, jest podniośle, jest tez tajemniczo i klimatycznie – rewelacja.

DREAM THEATER – A View From The Top Of The World
Nie sądziłem, że Dream Theater kiedykolwiek załapie się do mojego TOP… a jednak! Najnowsze wydawnictwo amerykańskich prog metalowców „A View From The Top Of The World” ujęło mnie swym kunsztem wykonawczym (choć co do tego nie można było mieć wątpliwości) ale i melodyką, która w sposób wyjątkowy trafiła w mój gust.

SILVER LAKE by ESA HOLOPAINEN
Nadworny gitarzysta Amorphis Esa Holopainen nagrał album, który (moim zdaniem) jest lepszy od co najmniej dwóch ostatnich płyt jego macierzystej formacji. Album zagrany z całą plejadą gości wypełnia niezwykle melodyjna i wręcz ujmująca muzyka a utwory z Jonasem Renkse (wokalista grupy Katatonia) po prostu mnie rozbroiły!


ROBERT CISŁO

POLSKA:

HATE – Rugia
„Rugia” jest bez wątpienia najlepszą pozycją w dyskografii zespołu. „Wypełniona po brzegi sczerniałym death metalem, gdzie po równo rządzą hity i rzeź” – trudno się z tą kwestią nie zgodzić, bo trafnie opisuje zawartość niniejszego albumu. Trzydziestopięciominutowe wydawnictwo pozbawione jest zbędnych wypełniaczy, a dziewięć kompozycji kipi energią i potężnym brzmieniem. Do tego posępny słowiański klimat i mamy płytę, której  słucha się po prostu przyjemnie.

MENTOR – Wolves, Wraiths and Witches / GRIEVING – Songs for the Weary
Choć to dwa różne zespoły i dwa różne albumy, to traktuję je jako jedną pozycję w tym zestawieniu z prostego powodu. Grieving powołali do życia muzycy Mentora, który kupił mnie już pierwszym albumem, a informacja, kto i co tworzy w Grieving tylko wzmogła mój muzyczny apetyt. Zatem gdy nadarzyła się okazja, sięgnąłem po obie płyty na raz, które okazały się rewelacyjne. Pierwsza  o smaku natchnionego ogniem piekielnym rock’n’rolla, trącącego siarczystym Motorhead, druga zaś uderza w iście żałobne tony doom metalu, w bukiecie smaków mieszając Black Sabbath, Electric Wizzard czy Candlemass. Wszystko to podlane trupim jadem, czyli groza i zgroza w najcięższym i najlepszym wydaniu, spojona wokalem Wojciecha Kałuży. O ile wiadomo czego się po Mentorze spodziewać, o tyle Grieving okazał się godnym podziwu zaskoczeniem. Za takim graniem przepadam i takiego grania łaknę.

KŁY – Chen /Cienie
Kolejny polski zespół po Furii czy Odrazie wyłamujący się stereotypowemu postrzeganiu black metalu, o ile black metalem można to w ogóle nazwać. Dyptyk „Chen”/”Cienie” to dzieło niesamowicie klimatyczne, zawiłe, różnorodne, a przy tym niezwykle spójne i  interesujące. Pierwszy album wydano w dniu przesilenia jesiennego, drugi w dniu przesilenia zimowego. Można się spierać, która z tych dwóch części jest lepsza, ale to nie ma sensu, gdyż tworzą wyśmienitą całość.

ANGRRSTH – Donikąd
Wszystko wskazuje, iż teza jakoby „Polska black metalem stała” jest całkowicie słuszna i wciąż aktualna, a znamienity debiut toruńskiej ekipy jest tego idealnym dowodem. Można w tym miejscu sparafrazować słowa z „Misia” (i to w sposób całkowicie poważny): „Wiesz co robi ten album? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest album na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym albumem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo”. Oby tak było. Zespół wysoko zawiesił sobie poprzeczkę, a nam słuchaczom przyjdzie zatem cierpliwie poczekać na kolejny album, by przekonać się dokąd to wszystko zmierza. Miejmy nadzieję, że nie donikąd.

LESS IS LESSIE – The Escape Plan
Może to nie jest najlepszy polski album jaki ukazał się w 2021 roku, ale zasługuje na uznanie z pewnego, dla mnie istotnego powodu. Mianowicie,  jest to dźwiękowa wycieczka po bliskim mi miejscu. Brudnym, obdrapanym, ale jakże urokliwym i wspaniałym wrocławskim Śródmieściu. Po miejscach, gdzie duch dawnego pięknego miasta wciąż żyje, choć nadal porywają go widoczne blizny Festung Breslau i siermiężnej komuny. Po miejscach odzyskujących świetność i po miejscach powoli znikających pod fasadą nowych, zupełnie nijakich dla nich czasów i równie mdłej nowej architektury, pasującej do starej zabudowy jak pięść do nosa. Płyta jak miasto, ma swoje wady i swoje zalety, ale jest niezwykle ciekawa i smaczna jak desery w „Romie”.

Tuż za finałową piątką, ale równie dobre i zasługuje na uwagę: Sarmat – RS-28, Ulcer – Dead Souls Cathedral, Dola – Czasy, Codex Nero – The Great Harvest of Death, Profeci – Aporia.


ŚWIAT:

ROB ZOMBIE – The Lunar Injection Kool Aid Eclipse Conspiracy
King Freak – określenie idealnie pasujące do osoby Roba Zobmie, postaci, której w zasadzie przedstawiać nie trzeba. Bezdyskusyjny król horroru, groteski i pastiszu w jednym, powrócił w swoim unikalnym stylu z najlepszym albumem od czasów „Educated Horses”. Tytuł „The Triumph of King Freak” w zasadzie oddaje wszystko, co można by powiedzieć o najnowszym wydawnictwie Roba. Wydawnictwie podobnym do poprzednich płyt i przeznaczonym w głównej mierze dla fanów artysty, jednak dość osobliwym i wyróżniającym się w całej dyskografii.

CARCASS – Torn Arteries
Carcass kolejny raz nie zawiódł i po ośmioletniej przerwie uraczył świat godnym następcą „Surgical Steel”. Oczywiście następcą specyficznym ze względu na estetykę w jakiej poruszają się brytyjscy klasycy grindu, a przy tym jakże dla nich typowym. „Torn Arteries” to tzw. killer stuff – album ostry, doskonale brzmiący, a przede wszystkim kompletny. Do tego pozbawiony zupełnie nudy i monotonii. Wściekłość, energia, ale i umiarkowanie za razem. Ostre, agresywne riffy i spora doza nienachalnej melodii, czynią ten album niebanalnym i ciekawym.

THE CROWN – Royal Destroyer
Perfekcyjnie szybki, agresywny i mocny szwedzki death metal – klasyczne brzmienie, trochę melodii, zadziorność grindu i szybkość thrashu. Nic dodać, nic ująć.

NICK CAVE & WARREN ELLIS – Carnage
Są artyści bezkonkurencyjni w swojej klasie. Są  albumy, po które można sięgać „w ciemno”, wiedząc, że się człowiek nie zawiedzie. Nick Cave ze swoimi płytami należy właśnie do obu tych kategorii. Płyty w duecie z Ellisem może nie bywają aż tak zadziorne jak z całym The Bad Seeds, a w głosie i twórczości Cave’a daje się czasem słyszeć zmęczenie i upływ czasu, to jednak zawsze są płytami wybornymi.

CANNIBAL CORPSE – Violence Unimagined
W kategorii „death metal” ten zespół po prostu nie ma sobie równych. Określić go można wielorako: wzorzec, wyznacznik gatunku, klasyka, legenda, ale i tak wszystko sprowadza się do jednego – niekwestionowani mistrzowie gatunku.


MARIUSZ FABIN

POLSKA:

CZESŁAW MOZIL – #IDEOLOGIAMOZILA
Nigdy nie przypuszczałem, że do grona najlepszych płyt roku kiedyś zaliczę album, który wyszedł spod pióra i palców Czesława Mozila. Nigdy mi z nim jakoś muzycznie nie było po drodze. Aż do tej chwili, gdy wydał album „#Ideologiamozila”. Może czasy, w których oboje żyjemy sprawiły, że jego muzyka i słowa uderzyły w ten czuły punkt. A może to co Czesław wyśpiewuje jest tym co sam chciałbym wykrzyczeć światu, a sam nie potrafię bo i tak mój krzyk nie zostanie usłyszany jak kolejne demonstracje…Czesław bowiem wyśpiewuje o tematach niełatwych, ale bije w samo sedno spraw ,które są ważne – dlatego nie dziwię się,że ten album może być pomijany w innych podsumowaniach. Prawda boli i często trudno się do niej ustosunkować. A jeśli w do tych tematów zabierzemy takie nazwiska jak Stanisław Soyka, Czadoman (tak, on potrafi śpiewać i to tak, że aż ciarki przechodzą po plechach), czy światowej sławy kontratenor Michał Sławecki, a na pianinie zagra niezwykle utalentowana Hania Rani, to można mieć pewność, że te kilkadziesiąt minut sprawi, że słuchacz przynajmniej spróbuje zmienić ten szary i zakłamany świat na lepszy.

KWIAT JABŁONI – Mogło być nic
Zespołu Kwiat Jabłoni myślę, że szczególnie jakoś specjalnie przedstawiać nie trzeba. To rodzeństwo, które zawojowało internet pewną piosenką z pewnego koncertu. Ok, postanowiłem więc, sprawdzić na czym polega ów fenomen tej grupy. Tak grupy, bowiem rodzeństwo Sienkiewiczów wspomagają dwaj niezwykle utalentowani muzycy. Co jest takiego co sprawia, że Kwiat Jabłoni znają wszyscy mimo ,że są grani w radiu a ich koncerty wyprzedają się w ciągu kilkunastu godzin? Myślę, że przede wszystkim jest tu takie rodzinne ciepło, którego już wielu dziś nie doświadcza. Jest także pewna filozoficzna mądrość, ale taka dla nas- szarych ludzi. Dzięki temu możemy ją zrozumieć. Co ważne dla mnie mamy tutaj masę ciekawych melodii, którą tu i owdzie można sobie nucić. Co ważne również jest mi to jedyny znany polski zespół, w którym używana jest mandolina jako instrument wiodący, a także dwa z pozoru różne głosy. Rzecz w tym- i chyba to jest najważniejsze w tym wszystkim-że one idealnie ze sobą współpracują. Warto zaznaczyć jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Książeczka z fajną szatą graficzna powstała na papierze z recyclingu. Kompozycje w które warto się wsłuchać to tytułowy „Mogło być nic”, magiczne i przeszywające „Nie ma mnie”,  „Kometa”, czy „Przezroczysty świat” z nietuzinkowym wideoklipem. 


ŚWIAT:

BRATRSTVO LUNY – Clamare
O miano najlepszego albumu zagranicznego roku 2021 w moim subiektywnym podsumowaniu długo toczyła się walka pomiędzy dwiema płytami. Nie mogę powiedzieć, że któraś z nich wygrała. Postanowiłem,iż obie znajda się na miejscu pierwszym w tym rankingu. I nie będzie to ani płyta grupy Iron Maiden, ani AC/DC. A będzie to fascynująca podróż najpierw do Czech, gdzie to stacjonują bardzo dobre rockowe kapele. Jedną z nich jest post gotyckie Bratrstvo Luny ze swym albumem „Clamare”. W trakcie tworzenia muzyki na ten album doszło do roszad w składzie. Z grupą rozstał się między innymi dotychczasowy wokalista i zarazem współtwórca zespołu- Xpil. Czy miało to wpływ na obecny wygląd i brzmienie „Clamare”? Zapewne tak, ponieważ nowy wokalista Bruzs D. wraz z nowym basistą zmienili trochę oblicze Bractwa. Momentami jest nowocześnie, industrialnie. Mimo wszystko wciąż jest to bardzo dobre, rockowe granie. Teksty nie mówią już o stricte gotyckiej, straconej miłości, czy o mroku nocy….W tekstach jest znacznie coś więcej. Pozwala spojrzeć na zakłamanie, głupotę obecnego świata i każe zastanowić się nad tym co naprawdę ważne. Dodatkowo grupa wskazuje tych głupców ale i mędrców, których warto poznać. Wszystko to spina doskonała i dopracowana w każdym szczególe szata graficzna płyty- z jedną najlepszych okładek jakie do tej pory widziałem. Utwory, które szczególnie polecam by choć trochę poznać „Clamare” to „Král humbuku”, „Pochod stromů” , czy tytułowy „Clamare”.

MEMORIAS DE UN DESPERTAR – Ira  & Sacrificio
By poznać drugi dla mnie najważniejszy album roku 2021 roku należy lotem światłowodu przenieść się z Czech do  Peru, gdzie narodził się projekt Memorias de un despertar. Jest to bowiem projekt, który stworzył peruwiański pisarz Marcel Verand. Postanowił on za sprawą muzyki rockowej i metalowej opowiedzieć jedną z historii, która do tej pory była znana tylko z kart książki „ Ira & Sacrificio”. Jest to opowieść o pięciu braciach, dobru i złu. Udział w tym muzycznym projekcie wzięli udział fantastyczni muzycy i wokaliści z niemal całej Ameryki Łacińskiej, ale także Francji czy Włoch. Mieszanka ta sprawiła, że jest to metal najwyższej próby. Rządzą tu doskonałe, chwytliwe gitarowe riffy. Album ten posiada wiele świetnych momentów, a podstawową zaletą tego krążka jest jest to, iż pomimo używanego w na nim języka hiszpańskiego-nie znający go słuchacz może bez żadnego trudu nucić poszczególne melodie, których tu nie brakuje.  W szczególności polecam by zapoznać się z utworami takimi jak : „Lothair”, „Leyden” czy „ La muerte de Leyden”. Warto zaznaczyć, że planowana jest wersja anglojęzyczna albumu, gdzie próbki są dostępne w formie bonusu na pierwotnej wersji. Ale czy to już nie straci swej mocy??

DREAM MAP – The Other Side
Trzecią najlepszą płytę w moim subiektywnym podsumowaniu najlepszych albumów roku 2021 wydał holendersko-węgierski duet ukrywający się pod nazwą Dream Map. Ich debiutancki „The other side” stanowi dla mnie odpowiedź na pytanie jakby mogła brzmieć kontynuacja rewelacyjnego albumu „Once” zespołu Nightwish. Na albumie tym znajdziemy bardzo dużo nightwishowskich inspiracji. Na szczęście jednak zdecydowano się tylko na wyłuskanie z tego co w muzyce Finów jest najważniejsze. Chodzi tu o pewne smaczki, orkiestracje, a także partie gitarowe. Ale uwaga, nie ma tu mowy o jakimkolwiek kopiowaniu. Myślę, że duet zdaje sobie z tego sprawę iż styl czy wokalizy Nightwish są nie do podrobienia. Można się jedynie nimi inspirować. Wydaje mi się, że wokalistce Vivian nawet nie w głowie by w jakikolwiek sposób być imitacją Tarji czy Floor. W efekcie czego dostajemy tak wyborne kompozycje jak nieco cyrkowo zakręcone „Escape from darness”, z początku nieco van halenowskie „The  prophecy”, czy będące kontynuacją nightwishowskiego „The siren”- „Sirens Call”. Ta kompozycja daje idealne rozpoznanie w tym czym jest Dream Map, oraz jakie są walory wokalne Vivian. Jakby na przekór z zupełnie innej strony wokalnie pokazuje się wokalistka w kompozycji „River of death”. Jest tutaj zadziornie, rockowo ale i groźnie. To wszystko pokazuje iż duet potrafi przedstawić się w zupełnie różnych klimatach. Mam także nadzieję, że w niedalekiej przyszłości zespół ten stanie się bardziej znany w świecie symfonicznego metalu i stanie się niejako córką nightwishowskiego grania.  To wszystko sprawia, że album ten staje się trzecią siłą metalowego grania roku 2021.

BELLE MORTE – Crime Of Passion
By poznać czwartą najciekawszą moim zdaniem płytę roku 2021 należy przekroczyć granicę polsko – białoruską i udać się do Mińska. Jest tam pewna tam wokalistka, która przybrała przydomek Belle Morte. Wraz ze swym muzycznym towarzyszem – Sergeyem Butovskim stworzyła materiał inspirowany książką autorstwa Johna Fowlesa o tytule „Kolekcjoner”. Jest to jak na debiut porządnie stworzony i zagrany materiał, który posiada wiele ciekawych momentów. Mamy tutaj zarówno symfoniczno-metalowe granie, jak przeszywające męskie wokale („My little demon”). Zazwyczaj zespoły ze wschodu Europu mają pewien mankament. Otóż ich angielszczyzna pozostawia zazwyczaj wiele do życzenia, dlatego wolę słuchać wschodnich zespołów w ich rodzimych językach (np. Kipelov). W przypadku Belle Morte ta angielszczyzna jest bardzo dobra i płyty słucha się wyśmienicie. Dzięki czemu można się skupić na tak doskonałych kompozycjach jak wcześniej wspomniane „My little demon” , „Who are You’, czy niespokojne ale zarazem magiczne  „Lace”. 

DANGAR SIX – Temná Doba
Przyznam, że miałem pewien problem z wybraniem tej piątej zagranicznej płyty. O to miano walczyły trzy tytuły.  Czeski DanGar Six, Therion  ze swym Leviathanem oraz najnowszy ciekawy krążek Cradle Of Filth. Zdecydowałem jednak, że wrócę tam gdzie zawsze czuję się najlepiej. A więc znów Czechy. Niestety Kabat wciąż nie wydał nowego materiału, a Traktor nadal wydaje bardzo dobre albumy, zdecydowałem się zajrzeć do Jablonca nad Nisou ,gdzie równie metalowo poczyna sobie niejaki Dangar Six. Ich drugi album sprawił, że to właśnie „Temná doba” zamyka ranking płyt, które uważam za najlepsze i najciekawsze albumu minionego roku.  Jest w tym albumie wszystko to czego oczekuje od dobrego metalowego albumu. Jest fajny lekko chropowaty wokal. Jest gitarowo, ale i także chwytliwie, dzięki czemu można wraz z zespołem nucić „Slib Převoznika” czy niemal megadethowe „Zapomeň”.

Dodaj komentarz