2015.01.17 – Collage – Warszawa

150117collage

Pod koniec października 2013, po długim milczeniu, niemal legendarny już zespół COLLAGE powrócił na scenę w warszawskiej Progresji i ku uciesze licznych fanów wrócił do muzycznego życia. Po ubiegłorocznej serii bardzo udanych koncertów m.in. na niemieckim, prestiżowym festiwalu w Loreley oraz amerykańskim Rosfest w Gettysburgu, udaną , światową trasę zespół zakończył jubileuszowym koncertem z okazji 20-lecia wydania płyty Moonshine – znów na deskach warszawskiej sceny, tym razem w nowej Progresji Music Zone.

Już godzinę przed koncertem wyczuwało się w powietrzu, że warszawski koncert będzie wyjątkowy. Pod Progresją mnóstwo aut, kolejka po bilety, w sklepiku piękne plakaty z podpisami grupy, wszystkie płyty z dyskografii i śliczne koszulki upamiętniające światowy tour Collage po powrocie na scenę 15 miesięcy temu. A w kuluarach stanowisko filmowe i kamera, która uwieczniała prawie wszystkich uczestników tego muzycznego święta, którzy mogli pozdrowić zespół, powiedzieć parę słów do każdego z członków zespołu i znaleźć się na jubileuszowym DVD, które tego wieczoru było w Progresji kręcone.

Niezwykle licznie (chyba grubo ponad 600 osób) zgromadzoną publikę powitał w ciepłych słowach wielki fan zespołu, dziennikarz Polskiego Radia – Piotr Stelmach, który wspomniał o jednym z największych miłośników i piewców zespołu – Tomaszu Beksińskim, jakby mentalnym patronie tego koncertu. Wspomnienie o wielkim propagatorze muzyki Collage spotkało się z ogromnym entuzjazmem publiczności, ale jeszcze większy aplauz nastąpił, gdy na scenie pojawił się zespół Collage z przepięknym utworem pt. In Your Eyes. Ja byłem w siódmym niebie po chwili, gdyż wybrzmiał jeden z moich ulubionych utworów, otwierający legendarną już w wielu kręgach płytę Moonshine pt. Heroes Cry. Nie muszę pisać, ze refren śpiewała z wokalistą cała sala, bo to oczywiste… Wielu zgromadzonych fanów myślało, że z okazji 20-tej rocznicy wydania Moonshine grupa zagra w całości od początku do końca repertuar z tej płyty. Nie ukrywam, że też tak sądziłem. Tymczasem zespół poprzeplatał najlepsze utwory z pozostałych czterech płyt, oczywiście grając też wszystkie kawałki ze swojego sztandarowego dzieła.

Na początku byłem trochę zawiedziony tą formułą, ale dzięki temu, że zespół wyreżyserował wieczór po swojemu, usłyszeliśmy praktycznie wszystkie największe hity grupy z Baśniami, Safe, Kołysanką i Eight Kisses na czele. Występ trwał prawie trzy godziny (z dwoma bisami włącznie), a na deser usłyszałem wreszcie mój ukochany utwór pt. Living In The Moonlight z cudownymi klawiszami Krzysia Palczewskiego i niesamowicie wirtuozersko, z powerem wykonany utwór Johna Lennona pt. God, podczas którego myślałem, że Mirek Gil zniszczy swoją gitarę tak zapamiętale na niej wymiatał solówki…

Nie chcę po raz kolejny pisać, że wieczór był magiczny, wspaniały, niezapomniany, wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Każdy będzie się mógł przekonać, że rzeczywiście taki był, kupując już niedługo DVD, które zostało nagrane w Progresji. Wszyscy będą się mogli przekonać, że młodszy od zespołu Karol Wróblewski (dopiero co skończył 25 lat…) śpiewa nie gorzej od Tomka Różyckiego czy Roberta Amiriana, a scenicznej energii i charyzmy frontmena posiada chyba dwa razy więcej niż obaj znakomici wokaliści Collage razem wzięci. Każdy będzie mógł podziwiać spektakularną grę na gitarze Mirka Gila, który jest w lepszej muzycznej formie niż kiedykolwiek, będzie mógł też sprawdzić, że Wojtek Szadkowski to najlepszy polski perkusista prog rockowy (czy to się komuś podoba czy nie…), a Krzysiu Palczewski ma tak samo magiczne palce jak wielcy klawiszowcy proga: Clive Nolan, Rick Wakeman, Martin Orford, Antony Kalugin czy Mark Kelly – że wymienię tylko kilku moich ulubionych. I wreszcie będzie można zobaczyć, że Piotr Mintay Witkowski, mimo że przed powrotem Collage nie stał na scenie ponad 10 lat (!), tak dobrze bawił się grą na basie i cieszył z kolegami z zespołu, że pod koniec koncertu nieopacznie wylądował jak długi w zestawie perkusyjnym zaskoczonego Wojtka Szadkowskiego…

Perfekcyjnie zorganizowany koncert w Progresji (kolejny ukłon w stronę prezesa Marka) nie zakończył się po trzech godzinach. Następną, trochę zmęczeni, ale wyraźnie zadowoleni członkowie grupy, poświęcili na podpisywanie płyt, koszulek i biletów oraz na szczere pogaduchy z zachwyconymi fanami. Przypomniałem w kuluarach Wojtkowi Szadkowskiemu, że na pytanie czy Collage kiedyś powróci odpowiedział mi kilka lat temu, gdy wydawało się że to mrzonki – „Nigdy nie mów nigdy… może kiedyś taki dzień nastąpi…”. Panie Wojtku – w imieniu kilkuset fanów z warszawskiego koncertu i tysięcy, którzy zapewne nabędą rocznicowe DVD – serdecznie dziękujemy za to szczęście , że możemy dalej cieszyć się na żywo cudowną, nieśmiertelną muzyką Collage!

Wyjątkowym wieczorem w Progresji cieszył się
Andrzej „Gandalf” Baczyński
Zdjęcia: Grzegorz „Greg” Roguś /Łódź/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *