1 In My Nature 8:54
2 Láncien Régime 6:12
3 The Road To Halych 7:43
4 Uncurable 10:52
5 Stiletto Runner 3:51
6 In The Nightgarden 8:23
Rok wydania: 2012
Wydawca: Progress Records
https://www.facebook.com/HiddenLand
„Hidden Lands” to kolejna nowość z “koszyka” „Progress Records”. Oprócz
wokalisty (Bruno Edling) i sekcji rytmicznej (Phillip Bastin – bas,
Gustav Nyberg – perkusja) w składzie jest aż dwóch klawiszowców (Hannes
Ljunghall i Björn Westén). Nazwiska sugerują, że mamy do czynienia z
rynkiem skandynawskim (oczywiście Szwecja). „In Our Nature” to
debiutancki krążek formacji jednak idąc właśnie tropem nazwisk muzyków
dochodzimy do innej szwedzkiej kapeli – Violent Silent. W niej
wcześniej grali (nagrywając dwie płyty: „Violent Silent” – 2003 i
„Kinetic” – 2005) panowie: Bruno Edling, Hannes Ljunghall, Björn Westén i
Phillip Bastin. W porównaniu ze składem Violent Silent zmieniła się
jedynie osoba perkusisty. Dlaczego więc zespół nie gra pod starym
szyldem? Z tej prostej przyczyny. Po zawieszeniu działalności nazwę tę
zarezerwował sobie wcześniej grający na perkusji, były kolega z zespołu,
Johan Hedman.
Jeśli chodzi o muzykę to muszę stwierdzić, że jest to rzecz dość
intrygująca. Raczej rzadko spotyka się we współczesnym rocku
progresywnym, aby muzyczny klimat budowały głównie klawisze, a gitary
miały raczej marginalne znaczenie. Pomiętajmy jednak, że na przełomie
lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, wiele było zespołów, których
muzyczny trzon stanowiły wyłącznie klawisze (np.: Aardvark, The Nice,
Rare Bird…) Przytaczając tutaj takie, a nie inne nazwy, sugerować bym
mógł, że formacja Hidden Lands obraca się w kręgu dosyć modnego ostatnio
retro-rocka? Nie. Brzmienie zespołu jest zdecydowanie bardziej
współczesne, czasami zahacza o muzykę elektroniczną, a chwilami nosi
piętno pięknych klawiszy Tony Banksa. Jeżeli chodzi o muzyczny klimat
tych kompozycji to jednak można się tu doszukać (mimo wszystko)
muzycznych wpływów tamtego okresu. Okładka autorstwa Ulli Fries, swoją
odrealnioną aurą kojarzyć się może również starymi, intrygującymi
okładkami Aardvarka czy Affinity.
„In Our Nature” zawiera muzykę niespieszną, która nie wdrapuje się
natrętnie w naszą głowę. Jest to muzyka, przy której można zatopić się
we własnych myślach i odjechać, we własne odrealnione obrazy. Z sześciu
kompozycji, tylko jedna wyjątkowo nie pasuje do reszty – „Stilletto
Runner” (przynajmniej na samym wstępie). Dźwięk klawiszy (zupełnie
odwrotnie niż w pozostałych kompozycjach) wręcz drażni niż łagodzi,
kojarzyć się może z dźwiękiem starych, prostych gier, wgrywanych jeszcze
przez magnetofon na Commodore bądź Atari! Ostatnie, melancholijne „The
Night Garden”, skutecznie łagodzi jednak tą małą zadrę.
7,5/10
Marek Toma